Ból nóg, żar słońca, deszcz i gigantyczna satysfakcja. Tak pokrótce opisałbym swoją małą podróż. W jaj trakcie nieomal zdeptałem żmiję, nabawiłem się kilku odcisków na stopach, a Michael Stearns podkładał mi muzykę do wieczornego tańca gwiazd na niebie. Bezwzględnie stwierdzam też, że prędkość piechura daje największą satysfakcję z przemieszczania się. Kto nie wierzy, niech sam się przekona. Na koniec zmęczony, ale zadowolony wróciłem tam skąd przyszedłem, tym razem już na stopa.
Kilka zdjęć z trasy.



Brak komentarzy :
Prześlij komentarz