Bangkok -
sobotnie popołudnie nad brzegiem jednego z kanałów we wschodniej
części miasta. Motorówki wożące turystów co kilka chwil mącą
spokój małego nabrzeża, które z przerwami ciągnie się wzdłuż
starego kompleksu świątynnego. Wspólnie z Beatą siedzimy w
budynku, gdzie schronienie znalazła kolonia artystów. Na ścianach
porozwieszane są obrazy i zdjęcia, można też coś wypić, lub
zjeść. Jest też mała scena na której odbywają się spektakle, a
zaraz za nią coś na wzór małej pagody – wspomnienie po lepszych
dniach nieodległej świątyni. Chcieliśmy
już wychodzić, kiedy z okolic sceny usłyszeliśmy jak ktoś nuci.
Noj ni,
noj ni, noj nii. Noj ni noi ni noj...
Szkółka
małych tancerek/aktorek zaczynała zajęcia. Zostaliśmy, żeby
chwilę popatrzeć.
Mała tancerka w skupieniu starała się powtórzyć ruchy swojej
nauczycielki, która pouczała ją jak wykonać kolejne ruchy i
postawy.
Noj ni,
noj ni, noj nii. Noj ni noi ni noj...
Dalej
nuciła nauczycielka, od czasu do czas przerywając by udzielić
tylko jakiejś istotnej wskazówki.
Noj ni,
noj ni, noj nii. Noj ni noi ni noj....
Do tego
świergot ptaków, delikatny wiatr kołyszący bambusami i dźwięk
fal odbijających się od nabrzeża. Minęły dwie godziny, a my
nigdzie się nie wybieraliśmy.
Piękne zdjęcia i piękna opowieść!
OdpowiedzUsuń:D
Usuń