środa, 2 stycznia 2013

W drogę - Minorka


   Lubię ten czas napięcia przed kolejnym wyjazdem. Sprawdzanie, czy wszystko jest na miejscu, czy niczego nie brakuje. To delikatne swędzenie w stopach świadczące o tym, że to już niedługo, że za chwilę można wyruszyć. Aparat jest, bilety są, notatnik z adresami i numerami telefonów. Przy pomocy centymetra sprawdzam, czy plecaki, jake zabieramy z Beatą w podróż zmieszczą się w bagażu podręcznym. Jesteśmy gotowi. 
    Tym razem lecimy na Minorkę – jedną z wysp Balearów. Droga zajmie nam dwa dni, podczas których zamienimy mroźną polską zimę z – 13C na przyjemną śródziemnomorską zimę z temperaturą, która w południe oscyluje w okolicach 20C.
    Pierwszy etap to przejazd do Warszawy – autostopem. Wydaje mi się, że wspomniane już -13C to najniższa temperatura, przy jakiej łapałem stopa. Kierowcy jednak dopisują i dość szybko docieramy do stolicy marznąc przy tym, choć nie przesadnie. Tu spotykamy się z naszym pierwszym hostem – Łukaszem, który udziela nam schronienia na noc przed porannym lotem do Barcelony.  
    Spodziewaj się niespodziewanego – piszą już starożytni. Łatwo powiedzieć, ciężej zrobić. Około 21:00 dociera do nas informacja, że nasz samolot nie wystartuje jutro z Modlina – ale jak nie z Modlina, to skąd? Po chwili zamieszania udaje nam się opanować sytuację. Nasz lot z powodu awarii na lotnisku zostaje przeniesiony na Lotnisko Chopina. Uspokojeni ta informacją idziemy spać.  
    Następnego dnia, już bez większych przygód, choć z lekkim opóźnieniem, dolatujemy do Barcelony. W powietrzu czuć wiosnę, choć to grudzień. Możemy zdjąć grube ubrania i cieszyć się nowymi widokami, jakie zapewnia nam miasto. Odwiedzamy Park Güell, przechadzamy się Ramblą. Przyglądamy się zachodowi słońca nad miastem – miło, spokojnie. Tą noc spędzimy na lotnisku. Może niezbyt wygodne to miejsce, ale sprawdzone, a przy tym nie uszczupla naszego budżetu.
    Zbieramy się na dwie godziny przed świtem. Parę minut przed szóstą odlatuje nasz samolot i zanim się orientujemy, jesteśmy już na Minorce. Nie wiem, czy lot trwał dłużej niż 40 minut, nie zaprzątam sobie tym jednak zbyt długo głowy. Dotarliśmy - jesteśmy już na miejscu. O tym, co dalej - za jakiś czas.  




 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz