poniedziałek, 22 lipca 2013

Szok kulturowy

   Stacja U-ban w Berlinie. Właśnie kończy się mój jednodniowy pobyt w tym mieście. W kieszeni ściskam dwudziestoczterogodzinny bilet - nie będzie mi już potrzebny. Widzę jak ktoś podchodzi do kasy. Zagaduję:

- Potrzebujesz biletu? Proszę, mój jest wciąż ważny, a mi się już nie przyda.

Na twarzy młodego Niemca konsternacja. Czuję, że coś jest nie tak.

- Noo, nie wiem. Nie jestem pewny. - Mówi. Nadruk jakiś niewyraźny. Nie, nie dzięki, kupię własny.

   Zamurowało mnie. Mój wewnętrzny Polak cwaniak szaleje: Jak to? Taka okazja, a on nie korzysta? Nie mija jednak chwila, a zaczynam śmiać się z siebie i swojej polaczkowatości. Bilet postanawiam odłożyć obok kasownika. Może komuś się jeszcze przyda.








1 komentarz :

  1. Taak, znana mi reakcja. Wiesz, BVG dużo mówi o przypadkach fałszowania biletów, żeby odstraszać od używania jednego biletu przez więcej osób (co zresztą jest też zabronione w regulaminie). Ja też miałam podobną sytuację: na trasie Szczecin-Berlin można było zawsze kupować bilet grupowy i zamiast płacić około 15 EUR za przejaz indywidualny, wychodziło około 3,5-4,5 EUR na łebka. Wystarczyło zebrać w Szczecinie przed odjazdem grupkę chętnych (Polaków ;-)). Kiedyś, na początku, jadąc w drugą stronę, chciałam zrobić to samo. Jakie zdziwienie malowało się na oczach Niemców, których zagadnęłam, czy by nie chcieli mieć wspólnego biletu...
    (Asia)

    OdpowiedzUsuń